Następnego dnia mój słodki sen przerwało darcie się gitary elektrycznej
na początku piosenki Hime Murusaki.
Mimo tego, że już dawno znienawidziłam ten utwór z powodu pełnionego przezeń
funkcji, to jako budzik sprawdzał się nadzwyczaj dobrze.
Z
grobową miną wstałam, wysuwając się spod kołdry. Ciepłej, miękkiej, pachnącej…
Pokręciłam głową. Jeżeli nadal będę tak myśleć, w końcu się złamię, zadzwonię
do Ino i oznajmię jej, że wzięło mnie jakieś choróbsko, a w związku z tym nie
mogę przyjść. Muszę przyznać, iż perspektywa takiego kłamstewka była niezwykle
kusząca.
Podeszłam do szafy. Szczerze powiedziawszy, nie miałam pojęcia, w co się
ubrać. Gdybym szła z wizytą domową do normalnej, średnio zamożnej osoby,
ubrałabym się w coś jednocześnie eleganckiego, jak i luźnego, na przykład
zapinaną na guziki koszulę, jasnobeżowy sweterek i zwyczajne dżinsy. Niestety,
w przypadku młodego milionera byłam w kropce. Zastanawiałam się nawet
przez chwilę, czy by nie zadzwonić z tym
pytaniem do Yamanaki, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nasze gusta były jak
ogień i woda. Ino wolała drogie rzeczy, z pierdyliardem cekinów, brokatów i
innych błyskotek, które w oczywisty sposób zwracały na siebie uwagę. Ja zaś
stawiałam na ubrania bardziej stonowane. Wystarczało mi, że włosy mam niezwykle
dziwnej barwy, ciuchy to już by była przesada.
Po
chyba dwudziestu minutach grzebania i robienia na półkach istnego chaosu,
zdecydowałam się na czarną marynarkę oraz kremową sukienkę z cienkim paskiem w
kolorze hebanu — najbardziej wytworną rzecz w mojej szafie. Dostałam ją na
urodziny od Ino, która — o dziwo — wiedziała, co trafi w mój gust.
Naciągnęłam na nogi cieliste rajstopy, po czym udałam się do kuchni. Nie
miałam czasu na czasochłonne dania, dlatego po prostu wsadziłam dwie kromki
chleba tostowego do tostera i usiadłam na jednym z czterech krzeseł stojących
przy stole, w oczekiwaniu na posiłek. W międzyczasie znów zatopiłam się w
myślach. Dumałam nad tym, jakim człowiekiem może okazać się Sasuke. Próbowałam
sobie wmówić, że moja przyjaciółka nie wyrażałaby się o nim z tak nabożnym
zachwytem bez powodu. Musiało być w nim coś, co ją do tego skłoniło. Pytanie
tylko: co?
Aż
podskoczyłam na dźwięk wyskakujących tostów. Ponownie tego ranka potrząsnęłam
głową, wyrywając się z zadumy. Jeżeli dalej będę taka roztargniona, to
przegapię moment, w którym miałam zbadać Uchihę.
~~*~~
Po
lekkim śniadaniu wskoczyłam w szpilki (znowu…) i wyszłam, zamykając wcześniej
mieszkanie. Oboje moich rodziców dzisiaj pracowało, a ja właśnie wychodziłam,
więc w domu pozostawała jedynie dziesięcioletnia, czarna kotka o imieniu Onyks,
którą dostałam na czternaste urodziny od taty. Swoją drogą, byłam do niej
bardzo przywiązana i cieszyłam się, że rodzice zdecydowali się jej nie oddawać,
kiedy zapadła decyzja o przeprowadzce. Już dawno przyrzekłam rodzicielom, iż
kiedy tylko się wyprowadzę, zabieram ów sierściucha ze sobą. Matka dostawała
paraliżu, gdy na każdym centymetrze kwadratowym tego mieszkania zalegała tona
sierści.
Wyszłam na klatkę schodową, po czym — tak jak wczoraj — ruszyłam na
stację metra. Od przyjazdu do Tokio byłam w nowym domu Yamanaki raptem dwa
razy, gdyż za bardzo zależało mi na szukaniu pracy, niźli na wizytach u
przyjaciółki i rozmowach o pierdołach. Teraz nieco tego żałowałam, bo nie do
końca wiedziałam, gdzie mam się udać. Pamiętałam tylko, żeby po wyjściu ze
stacji iść prosto przez park, potem żwirowaną drogą w prawo, wyjść z parku i…
właśnie. Co dalej?
Nie chciałam
na upartego tułać się po mieście, dlatego wyjęłam komórkę i wybrałam numer Ino.
Odebrała — co trochę mnie zdziwiło — po czterech sygnałach. Zazwyczaj
już w połowie pierwszego miała telefon przy uchu.
–
Halo? – odezwała się zdyszana. Chwila… Zdyszana? – Sakura?
–
Ino? Coś się stało? Czemu tak ciężko oddychasz? – spytałam zaniepokojonym
tonem.
Moja
przyjaciółka w dzieciństwie cierpiała na astmę. Bałam się, że mogła mieć przed
chwilą atak.
– Aaa eee – Widocznie nie wiedziała co
powiedzieć. Na tę odpowiedź natychmiast wyrzuciłam ewentualność powrotu
choroby. Powiedziałaby mi, nie wahałaby się. – Po co dzwonisz? – Chciała
zmienić temat! Czy to możliwe, że…
–
Przeszkodziłam w czymś swoim telefonem? – zachichotałam.
–
Ależ skąd! – Nie zabrzmiała przekonująco.
Prawdopodobnie przerwałam dość gorącą scenkę pomiędzy Ino, a jej
narzeczonym i prawdopodobnie ów narzeczony znajdował się w mieszkaniu Yamanaki.
Z tego pierwszego chciało mi się śmiać, lecz z drugiego już niekoniecznie.
–
Eh – westchnęłam – dzwonię, bo miałam przyjść do ciebie, a nie za bardzo wiem
jak.
–
Och… – Nadal nie mogła wydusić z siebie żadnych słów, dlatego odczekałam kilka
minut. W między czasie usłyszałam jakieś szurania i trzeszczenia. – Wiesz co…
jednak nie przychodź, Sasuke nic nie jest.
W
pierwszej chwili na usta cisnęło mi się tylko pełne oburzenia „ŻE CO?!”, ale
opanowałam się. No, w znacznym stopniu, bo wściekłość nadal wypalała mnie od
środka. Dla niej wstałam o siódmej rano, dla niej wystroiłam się, jakbym szła
na jakieś pieprzone koktajl party i dla niej byłam gotowa zająć się Uchihą, za
którym nie przepadałam! I ona mi teraz mówi, że mam sobie iść, bo jaśnie pani
chce powrócić do obściskiwania się z nim?! Co to, to nie.
–
Ino – zaczęłam opanowanym tonem, acz z nutką groźby – jeżeli w sekund pięć nie
przyjdziesz tutaj gdzie stoję, naprawdę się wścieknę. A nie chcesz, żebym się
na ciebie wściekła. Wstałam o siódmej na marne i jestem zła. Bardzo.
W
słuchawce na moment zapadła cisza, przerywana jedynie oddechami Ino i — czego
byłam całkowicie pewna — Sasuke.
–
Gdzie jesteś? – Skapitulowała.
~***~
–
Muszę
iść. – westchnęła Ino, chowając telefon do kieszeni. – Sakura mnie zabije,
jeśli teraz zostawię ją na lodzie.
Ściągnąłem brwi. Dlaczego w takiej chwili musiano nam przerwać? Niewiele
brakowało, a zostałaby bez stanika. Mimo tego, że już wiele razy ze sobą
sypialiśmy to nadal dawało mi to tyle samo przyjemności. I choć przyszedłem do
niej dzisiaj z innego powodu, liczyłem też na jakąś zabawę, kiedy mi ulegnie.
Ale zadzwoniła ta jej przyjaciółeczka. Ino uwielbiała o niej opowiadać, widać
było, że ich przyjaźń to nie byle co. Mimo to byłem teraz zły.
Yamanaka wstała z łóżka, do którego jeszcze chwilę temu ją
przygniatałem, założyła z powrotem różową, luźną bluzkę i wyszła z sypialni,
rzucając mi przez ramię przepraszające spojrzenie. Westchnąłem ciężko i również
wstałem. Zapiąłem na powrót koszulę, zawiązałem krawat, po czym opuściłem
pomieszczenie. Ino już wyszła, więc zostałem sam w jej mieszkaniu.
Stwierdziłem, że lepiej będzie ulotnić się zanim ona wróci z towarzystwem.
Przed
wyjściem wstąpiłem jeszcze do kuchni by czegoś się napić, a zaraz potem zostawiałem
już otwarty dom za sobą. Jako, że Ino mieszkała na parterze, zbiegłem po
schodach i otworzyłem drzwi prowadzące na zewnątrz. Niestety, kiedy od mojego
auta dzieliło mnie niecałe pięć metrów, zza zakrętu wyłoniła się moja
narzeczona wraz ze swoją przyjaciółką.
Była
to średniego wzrostu, różowowłosa kobieta o bladozielonych oczach i jasnej
cerze. Miała na sobie dość elegancką, kremową sukienkę, czarną marynarkę i buty
na wysokim obcasie w podobnym kolorze, które wydłużały jej zgrabne nogi.
Osłupiałem na moment, ale zaraz się otrząsnąłem. Nie spodziewałem się, że
przyjaciółka Ino będzie wyglądać tak… tak normalnie. Strzelałem raczej w typ kolejnej
obwieszonej cekinami, bogatej panienki.
Przyspieszyłem kroku, bo Yamanaka już mnie zobaczyła i krzyknęła
przeciągłe: „Sasuuukeeee!”. Oj, nie tak szybko. Nie miałem zamiaru oddać się w
ręce jakiejś mało kompetentnej lekarki dopiero po studiach. Poza tym, nic mi
nie było!
Jak na
zawołanie zakasłałem cicho, zakrywając usta dłonią. A niech to diabli… Nie
zauważyłem, że Ino puściła się biegiem w moją stronę. Dlaczego akurat dzisiaj
nie założyła szpilek? Na pewno by się przewróciła, a tak dopadła mnie tuż przed
drzwiczkami samochodu.
–
Poczekaj! – jęknęła błagalnie, wieszając się na moim ramieniu. Musiała dostać
ostry ochrzan od swojej kumpeli, ale mnie to nie dotyczyło.
–
Ino – zacząłem poirytowany – mówiłem ci coś. Nie jestem chory, a ze swoją
psiapsiółą poradź sobie sama.
W tym
samym momencie podeszła do nas różowowłosa kobieta (jej imię wyleciało mi z
głowy). Przyglądała mi się przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy,
następnie zwróciła wzrok na Ino, lecz zaraz wróciła nim do mnie, jej mina
wyrażała zaciętość. Następna rzecz, jakiej się nie spodziewałem.
–
Chcesz nawiać? – prychnęła.
Dopiero po kilku sekundach zrozumiałem, że zwraca się do mnie. Jeszcze
nigdy nikt — spoza rodziny oczywiście — nie zwrócił się do mnie w tak bezczelny
sposób. Za kogo ona się uważała? Uznałem, że jeżeli ona nie stosuje się do
żadnych zasad kultury, ja też sobie na to pozwolę.
–
Nie jestem chory. – warknąłem.
Jednakże kaszel wybierał sobie dość niedogodne momenty do dawania o
sobie znać, dlatego też ponownie zakasłałem w ramię. Kiedy podniosłem wzrok,
napotkałem nim parę turmalinowych oczu, posyłających mi sceptyczne spojrzenie.
–
Oczywiście, że nie jesteś. – powiedziała z sarkazmem. – A ten kaszel to z
powodu pyłu w powietrzu, tak?
Nie
mogłem uwierzyć własnym uszom. Cóż za brak jakiegokolwiek szacunku!
Prychnąłem jedynie w odpowiedzi.
Na
chwilę moją uwagę przykuła Ino. Szok malował się na jej twarzy, kiedy
spoglądała to na mnie, to na swoją przyjaciółkę. No tak, przy niej nigdy nie
pozwalałem sobie na takie zachowanie i słowa, bo mogłoby to zachwiać współpracę
Uchiha Company oraz Yamanaka’s Sport Equipment. Nigdy nie kochałem Ino i gdyby
nie była taka dobra w łóżku, izolowałbym się od niej jak tylko mogę.
–
Ino,
byłabyś tak dobra i zaciągnęła swojego narzeczonego z powrotem do mieszkania?
Mam go zbadać, ale nie zrobię tego na środku ulicy. – rzekła różowowłosa do
Yamanaki zniecierpliwionym głosem.
Ino
zamrugała kilka razy oczami, próbując wyrwać się z szoku. Zwróciła na mnie
swoje szafirowe oczy.
–
Sasuke, proszę… – Jej wzrok mówił to samo, co usta, ale byłem nieugięty.
–
Nie – odparłem krótko i już miałem wsiadać do auta, kiedy zatrzymała mnie
różowowłosa.
–
Ooo nie, tak nie będzie. – zawarczała. Podeszła do mnie, złapała mnie za ramię
i mocno szarpnęła. Zalała mnie kolejna fala zaskoczenia i niedowierzania. –
Możesz być sobie szefem największej firmy w Japonii, ale nie będziesz mnie tak
traktować! Nie po to wstałam dzisiaj z samego rana, odstawiłam się i
przejechałam pół Tokio! Masz iść do domu Ino, usiąść grzecznie na stołeczku i
dać się zbadać!
Widocznie ulżyło jej, kiedy na mnie nawrzeszczała, wylewając tym samym
całą złość, jaka się w niej nagromadziła. Ja natomiast stałem zszokowany, nie
wiedząc, co z tą dziewczyną było nie tak. Nie czuła do mnie żadnego respektu?
Nie bała się mieć za wroga kogoś, kto był jedną z najbardziej znanych osób w
kraju? Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego, jak ona.
Moje
wewnętrzne przemyślenia musiały odbić mi się na twarzy, bo — przyjrzawszy się
memu obliczu — dziewczyna ponownie prychnęła.
–
Co? Zaskoczony, że ktoś ma odwagę ci się postawić?
A żebyś wiedziała…
~***~
Wróciłam do domu wściekła jak osa,
okazując to teatralnym rzuceniem dwornego obuwia o podłogę. Hałas, który
wywołały wysokie obcasy przy silnym zderzeniu z panelami, zwabił do przedpokoju
mamę. Jak zwykle miała na sobie różowy, połatany i podziurawiony fartuch,
zakrywający równie znoszony podkoszulek i dresy. Mama nie znosiła eleganckich
ubrań, co odziedziczyłam po niej. Zaraz po pracy zawsze się przebierała w ten
oto domowy strój.
–
Coś się stało? – spytała, lustrując moją skwaszoną minę.
–
Właśnie miałam nieprzyjemność zapoznać się z narzeczonym Ino. – mruknęłam.
–
Chodzi o prezesa Uchihę? – Chciała się upewnić.
–
Właśnie o niego.
–
Czym ci podpadł? – zachichotała.
Już
miałam jej odpowiedzieć, kiedy mnie zamurowało. Moja mama zachichotała. Cóż za
świetna rzecz musiała się stać, że jest w tak wyśmienitym humorze?
–
Stało się coś dobrego? – zapytałam niepewnie.
Przez
chwilę milczała z tajemniczym uśmiechem na ustach.
–
Dostałam lepiej opłacalną pracę! – pochwaliła się, wybuchając niekontrolowanym
entuzjazmem, który z resztą podzielałam.
–
To świetnie! – Na moją twarz wstąpił szeroki wyszczerz. – Gdzie i na jakim stanowisku?
–
Jako sekretarka w dziale administracyjnym Uchiha Company.
Zastygłam w kompletnym szoku.
Że co proszę?!
Od autorki: Heeeeejkaaaa! Co tam
porabiacie? Majówka powoli dobiega końca i trochę mi smutno ;c Trzeba w końcu
się spiąć i odrobić prace domowe xd Rozdział wyszedł mi — podobnie jak na
ritanie — bardzo średnio. Mogło być lepiej. Do zobaczenia w następnej notce ;3
No czyż ten obrazek nie jest świetny? x3 |
Hejoszki!
OdpowiedzUsuńWiesz dlaczego jest średni? Bo jest a krótki! Masz świetny język i styl, czasem tylko zmienisz czas i gdyby się postarać i napisać ciut więcej... Och, ubóstwiałabym cię jeszcze bardziej! Masz rację, mogło być lepiej.
Co do treści twej opowieści:
Wcale nie zaskoczył mnie fakt, że Sasuke nie kocha Ino - banał, do przewidzenia i tak dalej.
Wcale też nie dziwi mnie fakt, że Sakura się wkurzyła. Sama bym chyba taką Yamanakę walnęła takimi szpilkami czy czymś w tym rodzaju xD
Możemy się tylko domyślać, co wydarzyło się na wizycie w domu Ino... Liczę, że to rozwiniesz.
Niech Sasuke się tak nie afiszuje z tym swoim stanowiskiem. Chociaż ciężko mu się dziwić, że jest oburzony, skoro wszyscy zawsze go szanują, aż tu przychodzi taka panna Haruno i bezczelnie mówi mu prawdę prosto w oczy. Po tym zdarzeniu należałoby skierować się na wizytę do terapeuty. Stać go, to niech płaci, a co!
A mamie Sakury gratuluję XD
Art rzeczywiście ładny i bardzo szczegółowy ^^
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
Nanase :D
PS. Nie wiem dlaczego, ale bardzo śmieszy mnie słowo "pierdyliard", które bardzo często pojawia się w twoich notkach. Sama również często go używam i dziwią mnie te salwy śmiechu wprost z mojego ciała za każdym razem, gdy czytam coś w rodzaju " Ino wolała drogie rzeczy z pierdyliardem cekinów, brokatów i innych błyskotek, które w oczywisty sposób zwracały na siebie uwagę.". Nie wiem, doprawdy xD
Dzień dobry! ^^
UsuńWieeem, mam okropny problem z długością rozdziałów, ale nic nie mogę na to poradzić, chociaż się staram ;-;
Uczucia Sasuke do Ino były wiadome od początku tego opowiadania xD
Cóż, nasz Uchiha przywykł do tego, że wszyscy zawsze tańczą jak im zagra ze względu na jego pozycję. Tak samo od małego uczony był uprzejmości, kultury i dobrych manier, dlatego bezczelność Sakury tak wyprowadziła go z równowagi.
Słowo "pierdyliard" podłapałam od swojej przyjaciółki i nie mogę się powstrzymać przed wsadzaniem go wszędzie, gdzie tylko mogę xD
Pozdrowionka! :D
PS.: To, co działo się w domu Yamanaki zostanie opisane w następnym rozdziale ;)
UsuńJeśli nie zasnę przed napisaniem ci komentarza masz mi składać pokłony. Zwłaszcza, że już ledwo co widzę literki... XD
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom nie czepię się długości notki, bo ja wiem (w końcu trochę cię znam), że twoje notki nie grzeszą długością, ale za to nadrabiają poczuciem humoru. Ja nie umiem tak pisać, co raczysz mi wypominać, ale w pełni i głębi doceniam twój talent.
Po pierwsze: jestem śpiąca.
Po drugie: czekam na jakąś dobrą akcje.
Po trzecie: nadal jestem śpiąca.
Po czwarte: Sasuke jest głupi.
Po piąte: oczy mi się zamykają.
Po szóste: denerwuje mnie ten Sasuke. -.-
A! I jestem śpiąca!
Nie dam juz rady dalej pisać, jak chcesz znać głębszą opinie zapraszam na GG.
Amen.
Moja biedna xdd
UsuńDzięki za komentarz, mimo TAKICH przeciwności losu xD
No wiesz co, nie lubisz miojego Sasia? ;-; Ale nie bój żabci, jeszcze będą momenty, za które go pokochasz xP
A żebyś wiedziała, że jeszcze Cię dopadnę na GG, nie ma przebacz 3:D